środa, 7 grudnia 2011

Mam kilkudniowe opóźnienie w pisaniu. Za każdym razem przysypiam nad klawiaturą jak dziecko - w obecności Rity, mojej współlokatorki, lub bez niej - wtedy odpadam  jeszcze szybciej. 
Highlightem ostatnich dni była bez wątpienia wizyta konsula Włoch w naszej pracowni - energicznego młodzieńca z tosańskim akcentem. A raczej owoc tej wizyty - czyli zaproszenie na przyjęcie z okazji Italian Armed Forces Day. Przez cały dzień nie mówiło się o niczym innym, bo primo, ambasador obiecał Vincenzo zapoznać go z grubymi rybami, secundo - my "nie mamy co na siebie włożyć". Vincenzo pozwolił nam wyjść z pracy o 15 żebyśmy zdążyły kupić sobie buty na obcasie i sukienki. Giuseppe przeżywał, że podczas ostatniej wizyty w centrum handlowym nie kupił sobie eleganckich sandałów z przeceny, bośmy mu z Ritą odradziły ("już nigdy nie będzie nas słuchał"). Przez cały wieczór panowało podniecenie jak przed balem maturalnym, pożyczanie sobie lakierów, szminek, szali, przymierzanie... Oczywiście przeświadczenie, że na przyjęciu będzie (darmowe!) wino dodatkowo podkręcało atmosferę. Zajeżdżamy, każdy odpicowany jak stóż w Boże Ciało, zwłaszcza Anna i Tiziana - szpilki po 12 cm wysadzane cekinami i te klimaty. To było chyba w Hyattcie. Vincezno przy wejściu raptem oświadczył Baseemowi, że on nie jest zaproszony. Było nam głupio. Jako aperitif podano sok pomarańczowy oraz coś co zdaleka przypominało białe wino a z bliska okazywało się sokiem jabłkowym. Trochę zrzedlła nam mina. Niewiele lepiej powiodło się Vincenzo, ponieważ jego gruba ryba okazała się nadpobudliwym kolegą młodego konsula który cały czas mówił tylko o sobie i się lansował. Kiedy na sam koniec zapropnowal nam zniżkę na kempingu (!) widać było że Vincenzo skapitulował. Na szczęście po części oficjalnej, kiedy już straciliśmy do reszty nadzieję, niespodziewanie dało się słyszeć dźwięk odkorkowywanych butelek. A potem ruszyła lawina - rzuciliśmy się na kieliszki, bez znaczenia, stary, młody, każdy duszkiem pompuje w siebie to wino, i następny kieliszek. A potem wkroczyło jedzenie - na jedzenie na szczęście rzucili się wszyscy, więc nie odstawaliśmy tak bardzo od ogółu. Widać było tylko, że Vincenzo jest coraz bardziej zaniepokojony rozwijem wypadków, a zwłaszcza stanem umysłu i ciała Giuseppe, który zdążył się już zrobić najpierw czerwoy, potem fioletowy na twarzy. Kazał nam go pilnować bo "w tym chłopcu buzują hormony", lecz prawdę mówiąc każdy był zbyt zajęty zapewnianiem sobie błogostanu.Vince zarządził więc wyjście, i to akurat wdedy, kiedy wreszcie wszystkim już było dobrze, a my z Ritą prawiłyśmy wylewne komplementy kucharzowi  z Londynu. Na szczęście zamiast do domu pojechaliśmy windą na taras do baru, gdzie Vince zafundował wszystkim drink "tuka puka" - 3 różne rumy z lodem i sokiem pomarańczowym. Do tańca przygrywał zespół latino, poleciał nawet komandante Che Guevara, co w arabskim entourage'u było dość absurdalne. Tuka puka zrobiło jednak swoje, ruszylimy więc na parkiet i było git.
Oj, ciężko się pracowało natępnego dnia, ale wszyscy i tak byli szczęliwi. W pracy zresztą coraz mniej jest do roboty, bo trzeba znowu modyfikować karton a materialy wciąż nie dojechały. Największą atrakcją jest jeżdżenie na stację benzynową po kawę, bo pracuje tam nierozgarnięty "omino" ("karzełek" wszystkich tych drobnych robotników hinduskich i arabskich przyjęło się nazywać "omino"), którego Dalida potem bezbłędnie naśladuje. Doszło już do tego że jeździmy tam 2 razy dziennie całą gromadą tylko po to, żeby go odwiedzić. Ponadto ja podwiozłam dzisiaj Chevroletem Baseema Ritę do puntu Omantel, żeby odblokować jej kartę sim. Duma. W tym czaie Dalida i Giuseppe konstruowali dla nas choinkę Bożonarodzeniową z resztek aerolamu, które pozostały po wycinaniu podłoża pod duży panel. W naszej pracowni pojawili się dodatkowo 3 omini żeby układać mozaikę do meczetu w Chinach, o ile dobrze zrozumiałam (kolejny projekt Vincenzo).  Ponieważ nie bardzo sobie radzili rzuciliśmy się rzeby "pomagać" i skończyło się na tym, że zrobiliśmy za nich prawie całą pierwszą sekcję. Reasumując, strach pomyśleć, czy będziemy musieli potem pracować po 12 h dziennie żeby odrobić te stracone dni.
Ciąg dalszy zabawy w Wielkiego Brata. Po najebce na przyjęciu Giuse poszedł się nagrać do Pokoju Zwierzeń i wyszedł po 40 min. Umowa jest taka, że dopóki autor nagrania nie pozwoli, nie można będzie tego oglądać. Giuse twierdzi, że był pijany i nie pamięta, co powiedział. Następnego dnia zrobili(śmy...) oficjalne przywitanie przed kamerą, wczoraj Dalida i Rita - scenkę na stacji benzynowej z suszarką w roli czytnika cen. Dzisiaj wymyślili, żeby każdy przygotował 4 pytania - 2 dotyczące dnia w pracy i 2 dotyczące koegzystencji w domu. Każdy wrzuca swoje pytania do kubka (anominowo) i potem będzie losowanie pytań przed kamerą i każdy będzie musiał odpowiedzieć na 4 wylosowane pytania. Aż sama nie mogę uwierzyć, że biorę w czymś takim udział. Napisanie tych pytań kosztowało mnie całe popołudnie - całe szczęście nie było nic innego do roboty. 








 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz